Oczekuję, czasem niecierpliwie tego radosnego momentu, podania Komunii Świętej choremu, czy też wiernym. Trwając wtedy w adoracji naszego Pana, pochylam się nad widoczną i tak promienną wiarą wiernych, którzy przyklękają. I wypadałoby przed niektórymi z nich klęknąć i podziękować Panu, "który tak wielkie rzeczy uczynił".
Doświadczam tego, jak to prosto stać czy klęczeć przed ołtarzem z rękami złożonymi w słowach modlitwy, a jak trudno pochylić się nad człowiekiem zranionym przez bliźnich, który wcale nie chce o tym rozmawiać.
Od momentu, kiedy zostałem nadzwyczajnym szafarzem Komunii świętej cały czas towarzyszy mi uczucie wyjątkowej łaski otrzymanej od Boga oraz uczucie, że w żadnej mierze nie jestem tego godzien. Aby zrozumieć tę wyjątkowość, muszę odnieść się w swoim świadectwie do mojego życia.
To co Bóg robi i jak dociera do mnie zawsze mnie zaskakuje i zadziwia, zawsze wie co mi potrzeba. Teraz też tak było, miałam wiele problemów, pytań, szukałam rozwiązań w wielu sprawach, potrzebowałam wyciszenia i naładowania akumulatorów. Odpowiedzią Boga było zaproszenie na rekolekcje dla żon szafarzy nadzwyczajnych mimo, iż nie jestem żoną tylko siostrą to rekolekcje były dla mnie.
Pragnę podzielić się moimi pierwszymi doświadczeniami, dotyczącymi przyjęcia i pełnienia posługi pomocnika w udzielaniu Komunii Świętej. Tę zaszczytną posługę zacząłem pełnić w Wielki Czwartek. W tym dniu trzymaliśmy kielichy z Krwią Pańską pomagając księżom w udzielaniu Komunii Świętej pod dwoma postaciami. Na drugi dzień udzielałem drżącymi dłońmi Komunii, w tym swoim bliskim. Czułem olbrzymie wzruszenie, ale i spokój, że przez moje ręce przechodzi Pan do serc wiernych. To jest wielka łaska, która jest przyczyną mojej radości. Choć jestem tylko narzędziem niedoskonałym - mogę jednak pomóc kapłanom, a zwłaszcza Panu przychodzącemu do ludzkich serc.
Odbywając praktykę w domu dziecka na Krakowskim Kazimierzu w poniedziałkowe wieczory lubiłem pójść na Mszę Świętą do kościoła Bożego Ciała. Coś mnie wewnętrznie zachęcało bym tam co tydzień tam przychodził. Po Eucharystii była odmawiana litania do bł. Stanisława Kazimierczyka. Nie znałem jego biografii, ale z chęcią modliłem się do Boga za jego wstawiennictwem. Poszedłem za natchnieniem serca. Jakieś wewnętrzne pragnienie przybliżało mnie do postaci błogosławionego. Wcześniej nic o nim nie słyszałem, bo pochodzę z Poznania i słabo znałem Kraków.
Tego dnia kiedy zostałem ustanowiony Nadzwyczajnym Szafarzem Komunii Świętej. Było to wydarzenie, które uwieńczyło pewien etap mojego życia i zaczęło kolejny. Fakt, że mogę Jezusa trzymać i podawać innym, jest dla mnie wielkim zaszczytem i radością. Moja droga do tego dnia, moja droga powołania do służby Chrystusowi i bliźnim była często trudna, nawet niekiedy niezrozumiała. Prosiłem nie raz, Boże pomóż mi rozeznać moje powołanie, Panie, czego chcesz? W częstej modlitwie i adoracji Najświętszego Sakrament często szukałem odpowiedzi, pytałem Go, dlaczego Ja, dlaczego w czasie wizytacji kanonicznej naszej parafii, Ksiądz Biskup wskazał właśnie na Mnie? przecież jest tylu ludzi bardziej godnych ode mnie.
Pewnej niedzieli otrzymałem kartkę z adresem osoby chorej, u której jeszcze nie byłem. Siostra zakrystianka powiedziała, że jest to zgłoszenie osoby, która zadzwoniła z prośbą o przybycie księdza o tydzień za późno, więc pewnie skończy się na jednej wizycie.
Strona 3 z 3